Jest to opowiadanie fantastyczne z elementami horroru. Młoda dziewczyna wyjeżdża ze znajomymi na biwak, jednak nie wszystko idzie po jej myśli. Spotyka ją zdrada, ma kontakt z nielegalnym kłusownictwem i czymś o wiele gorszym od śmierci. Czy uda jej się przeżyć? Czy tylko jej duszy?

Jeśli spodobało lub nie spodobało Ci się opowiadanie napisz o tym w komentarzu, dodaj bloga do swoich ulubionych albo po prostu powiedz znajomym, jeśli lubią takie klimaty. Za wszystko będę ogromnie wdzięczna :)

środa, 10 stycznia 2018

7

Sprężyny materacu wbijały mi się w kręgosłup. Przekręciłam się. Promienie światła przedzierały się przez firankę i oświetliły moją twarz. Zakryłam oczy dłonią i jęknęłam zrezygnowana. Czemu to już ranek? Rozchyliłam palce i ujrzałam męską sylwetkę.
Wayte wyciągnął bluzkę z szafy i naciągnął na tors. Odwrócił się do mnie i surowo spojrzał.
- Co ci strzeliło do głowy, żeby chodzić samej nocą po lesie?
Ognisko.
Las.
Wilk.
Dopiero teraz wszystkie wspomnienia wróciły.
Strąciłam kołdrę i chciałam wybiec z pokoju. Niestety, spadłam z łóżka prosto na twarz. Niezgrabnie zaczęłam się podnosić, Wayte podszedł w tej samej chwili, żeby mi pomóc. Chwycił mnie pod pachy i podniósł do góry.
- Wayte...
- Lelila porozmawiajmy. Dopiero wtedy pójdziesz na śniadanie.
- Gdzie on jest? - spytałam, nie zwracając uwagi na to co mówi.
- Posłuchaj mnie, proszę.
- Uduszę go - ruszyłam w stronę drzwi, ale Wayte był zbyt dużą przeszkodą do osiągnięcia celu.
- Lelila uspokój się! - złapał mnie za ramiona i posadził na łóżku. Usiadł obok, wciąż mnie przytrzymując, żebym nie uciekła. - Dlaczego poszłaś wczoraj do lasu?
- Ognisko dogasało. Chciałam nazbierać patyków.
- Nie mogłaś któregoś z nas poprosić?
- Byliście pijani.
- Nie na tyle, żeby nie pozbierać gałązek.
- Ale na tyle, żeby nie zauważyć mojego zniknięcia i zastrzelić wilka!
Wyrwałam się z jego uścisku i pognałam do drzwi. Zbiegłam po schodach i rzuciłam się na Velroy'a. Objęłam go rękami za szyje od tyłu i razem wywialiśmy się na podłogę. Przeturlał się i miał mnie pod sobą. Kopnęłam go w plecy, stęknął i odsunął się. Szybko się obrócił i dostał pięścią w nos. Złapał mój nadgarstek i wygiął go pod dziwnym kątem. Wrzasnęłam i ugryzłam go w rękę. Uderzył mnie czołem, przekręcił na plecy i usiadł na mnie, obezwładniając dłonie. Wierzgałam, krzyczałam i szarpałam, ale był zbyt silny.
- Agresor z ciebie, księżniczko. Może, jak dostaniesz raz, a porządnie, to się uspokoisz.
Przytrzymał moje nadgarstki jedną dłonią, a drugą zacisnął w pięść. Nie zdążył się zamachnąć, ponieważ złapała ją ręka Justina.
Wszystko zakończyło się kłótnią, groźbami i ciągłymi krzykami. Zachowywałam się, jak rozzłoszczone dziecko? Owszem. Nie potrafiłam stać obojętnie i patrzeć na krzywdę zwierząt. Tym bardziej, że ten wilk mógł być zagrożonym lub nieodkrytym gatunkiem. Ktoś powinien to zbadać, najlepiej jakiś zagorzały ekolog. Sumienie by mnie zabiło, jeśli poinformowałabym naukowca, który zamknąłby to cudowne zwierzę w klatce i poddawał testom. No, ale wracając, w mojej obronie stanął oczywiście Justin. Miałam zakaz odzywania się, tak poza tym. Justin tłumaczył moje zachowaniem przesadną wrażliwością do zwierząt, której nie mogłam się wyzbyć. Od razu padły oskarżenia na mnie, że to kłamstwa, bo przecież kota zabiłam. Żałuje tego do tej pory, ale musiałam się jakoś bronić. To samo powiedział Justin. Wayte nie odezwał się ani słowem. Nie wiem co mu się stało. Własną dziewczynę miał w dupie, a przy cholernym Velroy'u stał cały czas i gapił się pusto w przestrzeń. Kyri i Jarett byli w tym czasie na przejażdżce. Nie chcieli brać udziału w tym wszystkim.
Chłopcy szybko doszli do porozumienia. Będę miała areszt domowy na dwa dni. Nie będę mogła wychodzić z pokoju, jedynie co to wtedy, jak Velroy będzie na zewnątrz. Mieliśmy nie wchodzić sobie w drogę, a nawet jeśli, to miałam szybko zniknąć sprzed jego oczu. Inaczej eksmisja do domu. Dostałam też syrop uspakajający i trzy razy dziennie musiałam pić melisę. Życie, jak w bajce normalnie. Zgodziłam się na to wszystko pod warunkiem, że pozwolą mi zobaczyć wilka i dopóki tu jestem, Velroy miał nie robić mu więcej krzywdy. Przystał na mój warunek, po czym uśmiechnął się paskudnie. W głowie miał już pewnie tysiące myśli, jak go zabije. Dostałam dreszczy i przestałam o tym myśleć.
 *
Leżał pod drzewem. Jedynymi oznakami życia były ciche pojękiwanie z bólu. Futro na przedniej łapie było całe w zaschniętej krwi. Tylna kończyna podobnie.
Klatka piersiowa zwierzęcia unosiła się nazbyt szybko. Wilk czasami wydobywał ciche charknięcia. Co raz trudniej mu się oddychało. Stracił tyle krwi...
Kucnęłam i wyciągnęłam ręce przed siebie. Powoli stawiałam dłonie i stopy przybliżając się do zwierzęcia.
- Hej, wilczku. Chce ci pomóc - oznajmiłam spokojnym głosem w stronę zwierzęcia
- Myślisz to coś cie zrozumie? - zapytał Velroy.
Na dźwięk jego głosu, głowa wilka uniosła się. Położył uszy i odsłonił wargi. Sekundę później jego uwaga skupiła się na mnie. Warki i szczeki stawały się co raz głośniejsze, lecz ja się nie ruszyłam. Wilk podparł się na zdrowej łapie i ukazał zjeżoną sierść na karku.
- Nie bój się, proszę - załkałam wyciągając dłoń do obwąchania. Powinien zrozumieć, że nie chce zrobić mu krzywdy. Dawałam mu się poznać.
Nagły trzask przeładowywanego pistoletu rozwścieczył wilka. Wayte chwycił mnie w pasie i szybko wycofał nas w stronę domu. Velroy osłaniał go celując w sam środek głowy zwierzęcia. Wilk natomiast zrobił parę kroków i bezwładnie padł. Wydobył długie, smutne wycie i zamilkł.
- Puszczał mnie debilu - warknęłam na Wayte'a. - Muszę jej pomóc.
- Jej?
- To wilczyca.
- A ty skąd wiesz takie rzeczy? - spytał rozbawiony moim zachowaniem Velroy.
- Odłóż pistolet. Przecież i tak nic mi nie zrobi. Nie jest w stanie...
- Lelila daj sobie spokój. To tylko zwierzę, na świecie ciągle jakieś ginie - powiedział zrezygnowany moim zachowaniem Wayte. 
- Zostawicie mnie samą? 
- Jasne, mam nadzieję, że cię zje - oznajmił wesoło Velroy. Spojrzał jeszcze na Wayte i wzrokiem nakazał mu wrócić do domu.
Wilczyca spojrzała na mnie. Miała przekrwione i smutne oczy. Jaskra żółć tęczówek była zamglona. Nie musiałam być ekspertem od zwierząt, by widzieć, jak bardzo jest głodna i wyczerpana. Rany na łapach były zabrudzone i strasznie ropiały. Poczułam, jak śniadanie podchodzi mi do gardła. 
Przykucnęłam i powoli szłam do niej na czworaka. Nie warczała, nie odsłaniała kłów. Jedynie patrzyła. Nie traciłyśmy kontaktu wzrokowego, do momentu, gdy znalazłam się koło jej pyska. Czułam jednocześnie niepokój i ogromne szczęście. Nigdy tak blisko nie zbliżyłam się do wilka, tym bardziej rannego, który powinien dostać szału i pluć pianą. Zbliżyłam dłoń do jej uszu i wciąż na siebie patrząc, położyłam delikatnie. Miała szorstkie futro, pod którym był miękki puszek. Wtopiłam w nie palce i pieszczotliwie głaskałam. Przymrużyła oczy i westchnęła głęboko. Drugą rękę włożyłam do torby i wyciągnęłam reklamówkę. Wyjęłam z niej szynkę, kiełbaski oraz polędwice. Chłopaki mnie zabiją. Wilczyca od razu wyczuła zapach i nosem powędrowała wprost do mojej dłoni. Jadła łapczywie. Kilka kłapnięć szczęką wystarczyło by wszystko pochłonęła. Wylizała jeszcze moją dłoń i zaskomlała o więcej. 
- Nie mam już. Zjadłaś wszystko - pogłaskałam ją jeszcze raz, po czym wstałam. - Przyjdę w nocy, czekaj cierpliwie.

1 komentarz:

  1. Jej! Wróciłaś! Już się bałam, że straciłaś wenę jak ja xD
    Swoją drogą, genialny rozdział i jakbym miała pistolet to chyba zastrzeliłabym ich! Żal mi wilka, ale myślę, że główna bohaterka się nim zajmie :)
    Pozdrawiam i Weny :**

    OdpowiedzUsuń