Jest to opowiadanie fantastyczne z elementami horroru. Młoda dziewczyna wyjeżdża ze znajomymi na biwak, jednak nie wszystko idzie po jej myśli. Spotyka ją zdrada, ma kontakt z nielegalnym kłusownictwem i czymś o wiele gorszym od śmierci. Czy uda jej się przeżyć? Czy tylko jej duszy?

Jeśli spodobało lub nie spodobało Ci się opowiadanie napisz o tym w komentarzu, dodaj bloga do swoich ulubionych albo po prostu powiedz znajomym, jeśli lubią takie klimaty. Za wszystko będę ogromnie wdzięczna :)

niedziela, 31 lipca 2016

1


Padłam na łóżko. Czułam się, jak worek kamieni. W końcu skoczyłam pakować ten wielki plecak. Dłonie bolały mnie od składania ubrań, nie mówiąc już o wcześniejszym wyprasowaniu ich. Wyczyściłam trzy pary butów i wciągnęłam w nie wyprane sznurówki.
Wzięłam kartkę z potrzebnymi rzeczami i skreśliłam to, co już mam. Ubrania i bielizna? Są. Kosmetyki? Są. Wszelkie maści na ukąszenia i zupki chińskie? Są. Maznęłam długopisem fajkę przy każdej z wymienionych rzeczy. Wszystko jest. Coś jeszcze mi zostało?
- Karimatę masz? – spytała mama, jakby czytała mi w myślach. W ręku trzymała zwój gąbki.
- Teraz już mam! – odpowiedziałam i skreśliłam kolejną pozycje na liście.
- Może jednak weźmiesz sobie śpiwór? - zasugerowała, chociaż dobrze wiedziała, jaką otrzyma odpowiedź.
- Mamo…
- Będzie chłodno wieczorami! A co jak się przeziębisz? Chcesz przez pół wakacji chorować? – znowu zaczynała psuć mi humor. Nie ważne, gdzie bym jechała, z kim bym jechała, to ona zawsze musi wyciągnąć z tego co najgorsze.
- Przesadzasz. Poza tym, już ci mówiłam, że Wayte jednak bierze śpiwory, a jeśli będzie bardzo zimno, to pójdziemy spać do domku – podałam jej swoje najlepsze argumenty.
- No tak, Wayte… Mam nadzieję, że będziecie grzeczni.
- Mamo! – wrzasnęłam, bo już nie mogłam wytrzymać jej jęczenia.
- Już się nie odzywam! – powiedziała w swojej obronie i wyszła z mojego pokoju.
Na liście wszystko już skreślone. Zmięłam ją w kulkę i rzuciłam do kosza koło biurka. Wstałam niezgrabnie i przypięłam karimatę do plecaka. Sprawdziłam jeszcze, czy wszystko mam przygotowane na jutrzejszy poranek. Jednak w głowie ciągle pojawiała mi się ta okropna myśli: A co jeśli czegoś zapomnę? Jestem po prostu przewrażliwiona. To ze stresu, ponieważ to mój pierwszy wyjazd z Waytem. Musi być idealnie. Pół roku planowaliśmy i szukaliśmy odpowiedniego miejsca na biwak. Po czterech miesiącach chcieliśmy zrezygnować, ale wtedy stał się cud.

Siedzieliśmy przygnębieni na korytarzu. Ja i Kyrstin na ławce, a chłopcy na podłodze na przeciw nas. Po środku leżała mapa z zaznaczonymi miejscami na biwak. Wszystkie jednak były już przekreślone. Byłyby idealne, gdyby nie pewne „przeszkody”. Plaga komarów, pojawienie się rodziny niedźwiedzi albo ktoś zginął w tym konkretnym regionie i matka Kyrstin nie puści jej, ponieważ wierzy we wszystkie legendy i zabobony.
- Mówię wam, że Jezioro Górne byłoby najlepsze! – stwierdził Justin.
- Nie minie pięć minut, a będziemy cali w ugryzieniach po komarach! Dzięki, ale nie chce być chodzącą, czerwoną i swędzącą krostą! – wybuchła Kyrstin.
- Spokojnie, laska – zaczął Wayte. – Las Wielkiej Sosny byłby spoko, tylko że ktoś się boi duchów.
- Wayte! – skarciłam go. – To że matka Kyrstin nie chce jej tam puścić, ponieważ jakiś psychopata poćwiartował młodą dziewczynę, nie znaczy, że Kyri boi się duchów.
- Dzięki – szepnęła moja przyjaciółka i przytuliła się do mojego ramienia. – Prawdę mówiąc – szepnęła mi do ucha – to się boję, ale nie mów nikomu.
- Dobra dobra, w takim razie co proponujecie? – spytał zrezygnowany Justin.
- Rezerwat Ronix! – wrzasnął Jarett, przybiegł i położył plik papierów przed nami. Usiadł koło Wayte'a i zaczął rysować palcem po mapie. – Mój wujek dwa kilometry od niego ma mały domek. Mieści się tam osiem osób, są dwie łazienki, kuchnia, salon i piwnica.
- Stary czekaj! – przerwał mu Wayte. – Czemu dopiero teraz o tym mówisz?! Nie mogłeś od razu podsunąć pomysłu z „domem wujka”?
- Sam nie wiedziałem. Wróciłem wczoraj do domu i ojciec spytał się mnie, jak nasze poszukiwania. Powiedziałem mu, że wakacje to chyba spędzimy w namiocie w parku. Wyśmiał mnie i rzucił we mnie tymi papierami – kiwnął głową w stronę kartek, które przeglądał teraz Justin. – Są tam zdjęcia tego domku, wskazówki jak dojechać, gdzie są najbliższe sklepy i inne pierdoły.
- Jesteś najlepszy! – pisnęła Kyrstin i rzuciła mu się na szyje. Leżeli  na środku korytarza przytuleni. - Wiedziałam, że coś wymyślisz!
- Kyri złaź z niego. Po lekcjach się migdalcie. – powiedziałam z lekkim obrzydzeniem.
- Po prostu jesteś zazdrosna! – oburzyła się Kyrstin i usiadła po turecku razem z Jarettem.
- Kyri daj jej spokój – powiedział Wayte i objął mnie ramieniem. – Jakbyś przeżyła to co Lelila, to inaczej byś mówiła.
- Koniec tematu! – wtrącił się nagle Justin. Skinęłam głową w jego stronę. Uśmiechnął się na znak "cichego dziękuję" z mojej strony, a potem kontynuował. – Wróćmy do naszego biwaku. Przeglądnąłem te zdjęcia i okolica wydaje się spokojna. Żadnych sąsiadów, zerowy ruch. Możemy imprezować na całego!
-Justin, chyba zapomniałeś o celu tej wyprawy. Mamy spędzić trochę czasu na łonie dzikiej natury – powiedziałam, trochę zła, że on myśli tylko o upiciu się.
- Odrobina alkoholu jeszcze nikomu nie zaszkodziła – puścił mi oczko i uśmiechnął się złowieszczo.
- Odrobina? Pamiętaj, że w odróżnieniu do ciebie, niektórzy chcą coś pamiętać.
- Lelila trochę się wyluzuj. Wiem, że też chcesz się napić – znowu zaczął się dziwacznie szczerzyć. – Przecież z jakiegoś powodu muszą mówić na ciebie Koala – ryknęliśmy na to wszyscy głośnym śmiechem, oprócz Wayte'a.
- O co chodzi? - spytał  zdezorientowany.
-Później ci opowiemy, jak Lelila wylądowała na drzewie – zakończył temat Jarett, na co drugi skinął głową. – Dzwoniłem już do wujka i powiedział, że na siedem dni wynajmie nam domek. Co powiecie na drugi tydzień wakacji?
- Jak dla mnie git! – wrzasnęła radośnie Kyrstin.
- Stoi – powiedział Wayte.
- Znasz moją odpowiedź – Justin zadowolony perspektywą tygodniowego imprezowania, wyliczał ile będzie potrzebował na alkohol. Pozostali przenieśli wzrok na mnie.
- Przecież nie zostanę tu sama – wzruszyłam ramionami i szturchnęłam Justina. – Dolicz tam jeszcze mnie.
To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Znaleźliśmy miejsce na wymarzony wyjazd. Nasz pierwsze, wspólne wakacje.

sobota, 30 lipca 2016

Prolog



Kolejne morderstwo w znanym lesie. Policja mówi, że okoliczności śmierci młodych są bardzo podobne do tych sprzed pięćdziesięciu lat. Po mieście krążą plotki, że to sprawka ducha psychopaty krążącego po kniei, który mści się na ludziach za swoje krzywdy za życia, jak i po śmierci.
Legenda głosi, że był to zapalony miłośnik przyrody. Dni i noce spędzał w lesie. Dokarmiał zwierzęta przez co zdobył ich przychylność. Mężczyzna był uważany za miejscowego świra-ekologa. Jednak pod maską łagodnego, starszego człowieka, ukrywała się bestia. W wakacje '67 roku grupka młodych ludzi wybrała się na biwak, właśnie do wspomnianego lasu. Prawa wieku robią swoje - strasznie hałasowali i śmiecili. Niszczyli również drzewa i straszyli zwierzęta. Ekolog znosił to przez kilka dni, aż nie wytrzymał i doszło do masakry. 
Każde z dzieci zginęło inaczej. Dostaje obrzydzenia na samą myśl o tym, ale muszę to powiedzieć. Najmłodszy chłopiec Will O. miał rozszarpaną szyje, Emmilia D. postrzeloną głowę, Oliver A. umierał w agonii, ponieważ sprawca rozciął mu brzuch i czekał aż się wykrwawi, Todd G. został powieszony i teraz najgorszy przypadek. Trudno uwierzyć, że człowiek jest do tego zdolny. Policjanci ma miejscu wymiotowali na widok zwłok. Clark P. miał wydłubane oczy i wsadzone do nosa, szyja była obwiązana jelitem denata, dłonie i stopy miał odcięte i wsadzone do jamy brzusznej, płuca przedziurawione prawdopodobnie przez ostry kijek, a serce było wydarte i przybite gwoździem do drzewa obok. 
Sprawce Rosvelta Webena znaleziono niedaleko miejsca zbrodni. Był nagi i cały we krwi ofiar. Podciął sobie tętnice szyjną i umierał na oczach funkcjonariuszy. Wiedzieli, że nie mogą go uratować. Postrzelili go dwa razy.
Od tej feralnej nocy las przestał być odwiedzany przez jakichkolwiek ludzi z dwóch powodów. Pierwszym była makabryczna śmierć nastolatków z miejscowych miasteczek. Społeczeństwo ciężko to przyjęło. Na pogrzebie młodych było ponad dziesięć tysięcy ludzi, a znajomi ofiar podpalili dom Rosvelta Weben, w którym zginęła jego matka. Zaś kolejną rzeczą było to iż omawiany las stał się rezerwatem. Z dziennika prowadzonego przez sprawce wynikało, że istnieje tu wiele zagrożonych gatunków zwierząt i roślin, m.in. wilk rudy lub czerwony. Specjalnie służby postanowiły to sprawdzić. Okazało się to prawdą, dlatego też postanowiono założyć tam Rezerwat Weben. Nazwa ma za zadanie ostrzegać podróżujących przed zatrzymywaniem się tam. Jak to mówią - historia lubi się powtarzać. 
Niestety polubiła, aż nad to...

*********************************************************************
Spodobała wam się zapowiedź kolejnego opowiadania?  Tak/Nie? Wyraźcie swoje opinie w komentarzach ;)